Mariusz Czubaj – 21:37 (recenzja)

Mariusz Czubaj to autor kryminałów, z którego twórczością „solową” chciałem zapoznać się od dłuższego już czasu. Zetknąłem się z nim dwukrotnie w przypadku książek pt. „Róże cmentarne” i „Aleja Samobójców”, stworzonych przez niego wspólnie z Markiem Krajewskim. Pamiętam, że któreś z tych wydawnictw uznałem od razu za jedną z lepszych powieści kryminalnych, jakie miałem przyjemność trzymać w rękach. Była to książka nie tylko świetnie napisana, ale posiadająca również precyzyjnie skonstruowaną fabułę kryminalną. Jako że autor serii o Breslau nigdy specjalnie spójnością akcji nie grzeszył, uznałem, że prawdopodobnie to Mariusz Czubaj obmyślił intrygę, a Krajewski ubrał wszystko w powalające jak zwykle słowa. Co więcej, dowiedziałem się, że bohater recenzji jest antropologiem kultury, znawcą kryminałów, a bohaterem jego książek osadzonych we współczesnej rzeczywistości jest nie zwykły śledczy, a profiler Rudolf Heinz. Od wydawnictwa pt. „21:37” odstraszała trochę różowa (z boku i od tyłu) okładka oraz cena niewspółmiernie wysoka w stosunku do objętości. Z drugiej strony, jak mawiał mój kolega, tylko prawdziwy mężczyzna nie boi się założyć różowej koszuli. Można to więc sparafrazować i napisać, że tylko pewny swych umiejętności autor kryminałów może zdecydować się na taką okładkę. Twierdzenie to być może jest prawdą, bo „21:37” to kawał porządnej literatury kryminalnej.

Wow, wow, slow down homie, chciałoby się powiedzieć, nie ty w końcu jesteś tutaj profilerem tylko Rudolf Heinz – główny bohater dwutomowej jak na razie serii. No tak, to nie ja ukończyłem staż w Quantico, a właśnie protagonista dzieła Mariusza Czubaja. Rudolf Heinz to śledczy w średnim wieku, który ma problemy w utrzymywaniu kontaktów z synem, jest fanem dobrej muzyki, nie lubi piłki nożnej (bracie!), za bardzo ciągnie go do alkoholu (ibidem), a kilkadziesiąt wiosen na karku zaczyna dawać mu się we znaki. Jest człowiekiem pewnym siebie, inteligentnym, zaradnym i momentami całkiem błyskotliwym. What’s not to love, zapytacie. Nothing – odpowiem z charakterystyczną dla siebie błyskotliwością – Rudolf Heinz to naprawdę ciekawie stworzony bohater literacki.

Co w tym wszystkim najważniejsze – protagonista książki Mariusza Czubaja jest genialnym policjantem. Pochodzi z Górnego Śląska, a nawet w samej stolicy potrzebują jego przenikliwego umysłu do rozwiązania skomplikowanej sprawy kryminalnej. Jak widać, nie tacy ci Warszawiacy zaradni, jakby się mogło wydawać. Zanim posądzicie mnie o typową dla Polaków (jak i chyba większości nacji) niechęć do ludzi ze stolicy, to przyznam się, że mieszkam w niej od miesiąca i jest naprawdę miło. Mogę w tym momencie obalić parę mitów – w Warszawie nie jest AŻ tak drogo, a jej mieszkańcy, SZOK, jednak chodzą na czerwonym świetle. Chciałbym się mimo wszystko z tego miejsca zwrócić do szefostwa firmy Społem, by zapewniło swoim podwładnym lepsze warunki pracy. Ekspedientki w okolicznym sklepie potrafią zrobić ze mnie idiotę nawet podczas kupowania szynki, a dotknięcie więcej niż dwóch pomidorów w celu sprawdzenia ich twardości owocuje (get it?), delikatnie mówiąc, dobitnym zwróceniem uwagi (true story). Rudolf Heinz w książce Czubaja na szczęście sklepy Społem omija szerokim łukiem, ale za to odwiedza inne ciekawe miejsca z seminarium duchownym na czele.

Sprawa do rozwikłania nie jest bowiem prosta. Na wiosnę 2007 roku w okolicach Centrum Olimpijskiego zostają odnalezione zwłoki dwóch chłopaków. Nic w tym sumie ciekawego, więc po co od razu posyłać po gościa o ketchupowym nazwisku do miejsca na kuli ziemskiej, którego nie widać z kosmosu? Ano, sprawa jest dość pikantna. Po pierwsze – okazuje się, że są to klerycy z seminarium duchownego właśnie. Po drugie – ich ubiór wskazuje na orientację seksualną, której istnienie jest koszmarem ludzi prawicy. Po trzecie wreszcie i najważniejsze – zostali uduszeni za pomocą worków, na których wypisano tajemnicze liczby – 21 i 37. Co oznacza ten ciąg cyfr? Już śpieszę z odpowiedzią drodzy bezbożnicy – o 21:37 zmarł papież Jan Paweł II. Nic więc dziwnego, że sprawa zostaje uznana za delikatną, a policja chce szybko ukarać winnych i wszystko zatuszować. Jakby tego było mało, na Śląsku działa prawdopodobnie seryjny morderca i tą kwestią Rudolf Heinz też musi się po godzinach zajmować.

No właśnie, jest to bardzo ciekawe rozwiązanie fabularne, z którym nie mogę sobie przypomnieć, bym spotkał się wcześniej. Rudolf Heinz rozwiązuje bowiem dwie sprawy jednocześnie. Wątek warszawski jest tym głównym, ale co jakiś czas pojawia się kwestia potencjalnego seryjnego mordercy. Bardzo łatwo można by w ten sposób wprowadzić chaos do powieści. Pod warunkiem jednak, że jest się jakimś no-skillem, który nigdy na języku polskim nie dostał z wypracowania wyżej niż trzy z plusem (kurde, to chyba ja), a nie Mariuszem Czubajem – moim nowym faworytem jeśli chodzi o powieść kryminalną w Polsce. Autor prowadzi akcję w taki sposób, że wszystko jest jasne od początku do końca, obie sprawy płynnie przeplatają się między sobą i trudno się podczas czytania pogubić. Dodajmy, że fabuła kryminalna jest skonstruowana precyzyjnie, wedle najwyższych światowych standardów. Nie można więc powiedzieć o Czubaju, jako specjaliście z zakresu literatury kryminalnej, że szewc bez butów chodzi. Wręcz przeciwnie – szewc w tym przypadku popierdziela w nowych najeczkach z limitowanej edycji.

Jeszcze jedna ważna kwestia, na którą szanujący się recenzent powinien zwrócić uwagę, to język jakim owe dzieło zostało napisane. I w tej kwestii nie mogę autorowi niczego zarzucić. Podejrzewałem, że książki pisane w duecie (czy przynajmniej jedną z nich) czytało się świetnie, gdyż zadziałała magia języka Marka Krajewskiego (tylko proszę, bez podtekstów). Okazuje się jednak, że Mariusz Czubaj jest również bardzo sprawnym pisarzem jeśli chodzi o dobór słów, składnię i inne aspekty, które sprawiają, że książki czyta się lekko. Naprawdę, wydawnictwo pt. „21:37” pochłania się z czystą przyjemnością i bez jakichkolwiek przeszkód.

Wady? Czepialstwo zawsze w  cenie, więc i w tej książce coś wynajdę. Główny zarzut, jaki przychodzi mi do głowy, to zupełne niewykorzystanie faktu profesji Rudolfa Heinza. Jest on wszakże profilerem, a na przestrzeni wydawnictwa robi wszystko poza profilowaniem. Serio – Heinz prowadzi błyskotliwe policyjne śledztwo, które jednak nie wymaga obecności nawet na pierwszym wykładzie podczas szkolenia w Quantico. W książce nie ma śladu budowania profilu psychologicznego mordercy – wszystko opiera się na tropach, dowodach, łączeniu faktów itp. Jako że profesja Heinza jest podkreślana na każdym kroku (również na okładce), jest to w tym kontekście, mała bo mała, ale jednak wada. Do niezbyt imponującej listy przewinień Czubaja dodać mogę jeszcze przesadne dążenie do bycia subtelnym. Wierzcie lub nie, ale z reguły całkiem szybko łączę fakty. Tymczasem, aluzje zarówno narratora, jak i głównego bohatera, są czasem tak subtelnie dalekie, że aż męczące. Wady te jednak rekompensuje nam autor licznymi ciekawostkami natury kryminalnej wplecionymi w tekst, jak i nawiązaniami do innych dzieł z kręgu literatury sensacyjnej.

Cóż jeszcze napisać? Mogę chyba podkreślić jedynie fakt, że „21:37” daje nam wszystko to, czego można oczekiwać od kryminału – uwaga, lecimy kliszami – zaskakującą intrygę, tropy prowadzące donikąd, lekki język, galerię barwnych postaci, ciekawego protagonistę i co za tym idzie – naprawdę miło spędzoną podróż w pociągu. Po książce pisarza rodzimego, na zasadzie płodozmianu sięgnąłem po wydawnictwo amerykańskie, jednak zaraz po nim zabieram się za czekającą już w szufladzie „Kołysankę dla mordercy”. Poprzeczkę Mariusz Czubaj postawił wysoko. Na razie tylko się jaram; po drugiej książce być może zostanę fanem.

VN:F [1.9.22_1171]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *