Krzysztof Spadło – „Marzyciele i pokutnicy” (recenzja)

„Marzyciele i pokutnicy” Krzysztofa Spadło to trzecia książka wydana przez Novae Res, która pojawia się na naszym blogu. Po raczej słabej „Wyprawie” recenzowaliśmy całkiem przyzwoitą powieść „Cel: Kajmany”. Dzisiejsza pozycja potwierdza zwyżkową tendencję wydawnictwa na naszej stronie – już na początku napiszę, że jest to bardzo udany zbiór opowiadań. Na konkrety musicie jednak chwilę poczekać, ponieważ jesteśmy specjalistami w przydługawych wstępach i niekoniecznie potrzebnych dygresjach.

Zauważyłem, że bardzo wielu czytelników i blogerów (ze współautorem ReadFreaka włącznie!) nie przepada za opowiadaniami, a i wydawnictwa traktują je po macoszemu. Ci pierwsi mówią, że w krótkie historie trudniej się zaangażować, drudzy zaś opowiadania niechętnie wydają z czysto biznesowego powodu – nie sprzedają się tak jak powieści. Ja należę do mniejszości, która opowiadania uwielbia i z technicznego punktu widzenia stawiam je wyżej niż dłuższe formy. Bo jeśli ktoś opowiada fascynującą, wgniatającą w fotel i, co najważniejsze, zapamiętywalną historię i robi to na przestrzeni trzydziestu stron – jest dla mnie mistrzem. Przed lekturą „Marzycieli i pokutników” miałem pewne obawy: początkujące wydawnictwo, nieznane nazwisko i niepopularna forma prozatorska. Debiut opowiadaniami w kraju, w którym czytanie książek to niszowa rozrywka dla dziwaków, wydawał mi się szalonym wyzwaniem. I za to plus dla autora. Za odwagę i nie pójście na łatwiznę. Plusów jest jednak więcej, bo to całkiem udany debiut.

Konkrety: 340 stron, na nich dziesięć opowiadań, bardzo ładna okładka i trochę mniej ładna cena (ale do tego jeszcze wrócę). Wszystkie historie to połączenie fantastyki i horroru. Z mocno polskim, niemal przaśnym klimatem, bo chyba w połowie historii mamy wymienione konkretne, czasem malutkie miejscowości  Zauważyłem, że autor upodobał sobie pewien typ głównego bohatera – jest nim najczęściej Everyman, sfrustrowany życiem, niezadowolony z pracy, pragnący zmiany. Co ciekawe, bodajże oprócz jednego opowiadania, w całej reszcie pierwsze skrzypce gra mężczyzna. Tematyka opowiadań przeróżna – podróż w czasie, senna obsesja, zbiegły więzień, upiorny biznes, obietnica odmiany życia. Łączą je pragnienia i marzenia bohaterów oraz pokuta, piętno, z którym muszą nauczyć się żyć. Bądź umrzeć. Część z nich bowiem na starcie ma nieczyste sumienie, część wikła się w tajemnicze wydarzenia; z czystej ciekawości lub chęci odmiany szarej rzeczywistości.

Nie będę streszczał każdego z dziesięciu opowiadań, ponieważ o każdym musiałbym napisać kilka zdań, a dodatkowe kilka zdań razy dziesięć dałoby recenzje, której przeczytanie zajęłoby więcej czasu niż złożenie dachu na Narodowym. Chciałbym jednak, jako skromny czytelnik, wyróżnić jedno: „W imię Twoje”. Zrobiło na mnie największe wrażenie, ba, ogromne; dawno nie czytałem krótkiej formy, po której miałem ciary na plecach. W skrócie – to historia niemłodego już wynalazcy, wdowca, który konstruuje wehikuł czasu, w międzyczasie choruje, poznaje pewnego księdza, wychodzi do szpitala i testuje swoją machinę. Przenosi się w dość ważny okres naszego świata i… no, musicie przeczytać! To mój faworyt i myślę, że gdyby zostało wysłane na jakikolwiek konkurs na opowiadanie fantastyczne, musiałoby być skazane co najmniej na podium.

Krzysztof Spadło jest pisarzem debiutującym, jednak człowiekiem już dojrzałym i ma to odbicie w jego prozie. Podczas gdy młode wilki zapewne gnałyby z akcją do przodu, chcąc popisać się świetnym suspensem, autor „Marzycieli i pokutników” sporo miejsca poświęca na przedstawienie postaci i ich otoczenia. Niemal każde opowiadanie zaczyna się leniwie i niewinnie, my wiemy jednak, że mamy w ręku opowiadania grozy, tylko czekać więc, aż coś okaże się nie tym, czym się wydawało na początku. Błahe czynności, rutynowe zachowania; to zaskakujące ale pisarz nie zanudza takimi opisami, a jest ich niemało. Nie czułem znużenia nawet wtedy gdy jeden z bohaterów miał wykonywany zabieg na oku, a później przez ładnych kilka stron odwiedzał salony optyczne (btw – sam jestem w trakcie serii trzech identycznych zabiegów, więc od razu nawiązałem nić porozumienia z protagonistą). Później jednak zawsze dzieje się COŚ i obracamy kartki jedna za drugą.

Takie opanowanie emocji i trzymanie odbiorcy na wodzy autor osiągnął również dzięki językowi. A ten jest bardzo wyważony i dopracowany. I elastyczny zarazem: oprócz elokwencji, Krzysztof Spadło zaskakuje również sprawną stylizacją na pamiętnik sfrustrowanego sprzedawcy części samochodowych (opowiadanie „Piętno Morfeusza”, polecam). Kolokwializmy, wulgaryzmy, prostackie poczucie humoru głównego bohatera – wszystko wypada bardzo wiarygodnie i kilka razy się uśmiałem (tak, miewam czasami prostackie poczucie humoru). Przede wszystkim jednak dowodzi to dużej wszechstronności autora. Oczywiście na przestrzeni całego zbioru można się przyczepić do paru szczegółów: a że miejscami za dużo zdrobnień, a że opisy czasem za mało… hm, spontaniczne, za to zbyt poprawne, wymuskane, jak z wzorcowego opowiadania szkolnego. Że niektóre dialogi stylizowane na młodzieżowe, młodzieżowe są, a raczej byłyby, ale we wczesnych latach 90. Kilka potknięć czy niedociągnięć, które nie rażą i na które w kontekście całości można przymknąć oko. Tym bardziej, że otrzymujemy wartość dodaną jaką jest powiązanie opowiadań pewnymi niuansami, które uważny czytelnik powinien wychwycić. Lubię takie koncepty i gry wewnątrz tekstu szczególnie jeśli tego typu smaczki odnajduję w literackim debiucie.

Tak to u nas jest – dobre chwalimy, słabe ganimy i cieszę się, że książkę Krzysztofa Spadło mogę zaliczyć do tej pierwszej kategorii. W fantastyce mamy sporą reprezentację bardzo dobrych pisarzy, w horrorach – już niekoniecznie. Mam nadzieję, że kolejną książką tego autora będzie stuprocentowy horror, po którym będę wolał poczekać z sikaniem do rana. Co do ceny, bo miałem do niej wrócić: z góry zastrzegam, że należę zapewne do garstki osób, które twierdzą, że książki w Polsce nie są drogie. Zawsze w takim momencie zastanawiam się jak to możliwe, że co drugi Polak nie czyta książek, ale co trzeci pali papierosy, które kosztują 12zł za paczkę. Jednak relatywnie „Marzyciele i pokutnicy” nie są też tani – jeżeli za około 32zł mogę mieć największe bestsellery światowych gwiazd, to 35,90zł za polski debiut w niedużym wydawnictwie może nieco odstraszać, czego bym nie chciał, bo książka jest naprawdę dobra. Cieszy mnie, że autor bardzo aktywnie uczestniczy w promocji własnego dzieła: osobiście nawiązał kontakt z mnóstwem blogów, zorganizował konkurs oraz wydaje e-booka „Marzycieli i pokutników” z bonusem, który tworzą sami czytelnicy. Za takie inicjatywy oraz za sam zbiór opowiadań szczere brawa. Teraz trzeba iść za ciosem.

VN:F [1.9.22_1171]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *