Charles Cumming – „Ukryty człowiek” (recenzja książki)
Charles Cumming to brytyjski autor, który ma wymarzone referencje do parania się pisarstwem, a zwłaszcza tak trudnym gatunkiem, jakim jest thriller szpiegowski. Po pierwsze ukończył literaturę angielską z wyróżnieniem, po drugie pracował (co prawda krótko) w brytyjskim wywiadzie zagranicznym. Dzięki wydawnictwu Enigma w Polsce ukazały się jego dwie powieści: „Ukryty człowiek” i „Tajfun” – ta druga została uznana przez New York Timesa za jedną ze stu najważniejszych powieści 2009 roku. My jednak zajmiemy się pierwszym tytułem, powieścią, którą wydał mając 32 lata. Zarówno młody wiek jak i charakter jego książek pomógł mu szybko dorobić się miana następcy Johna LeCarré. Jednak ani ładne CV ani marketingowe slogany nie czynią z ludzi świetnych pisarzy. Cummingowi wykształcenie, praca i krytycy na pewno nie przeszkadzają, przede wszystkim jednak pisarz broni się sam, swoim talentem.
Ben i Mark to bracia, którzy nie widzieli swojego ojca, Christophera, od ponad dwudziestu lat. Ten porzucił w młodości rodzinę na rzecz pracy w brytyjskim wywiadzie. Teraz zjawia się niespodziewanie i chce pogodzić się z synami, wynagrodzić im czas spędzony bez ojca. Ci jednak bardzo się od siebie różnią: Ben to artysta-malarz, uparty i dumny i niepuszczający do siebie myśli, że może pogodzić się z ojcem. Nie śmierdzi groszem, za to jego żona, Alice, zapewne każdy dzień chciałaby zaczynać od wąchania świeżych banknotów. To nie ułatwia ich relacji. Mark zaś to biznesmen, trochę naiwny, trochę oportunista. Jest bardziej pogodny od swojego brata i bardziej skory do spotkań z ojcem. Kiedy wszystko jest na dobrej drodze i nawet Ben powoli przekonuje się do wyciągnięcia ręki na zgodę, Christopher zostaje nagle zamordowany w swoim mieszkaniu przez nieznanego sprawcę. Bracia dowiadują się o przeszłości swojego ojca, jednak sama wiedza to początek kłopotów – Benem i Markiem zaczynają się interesować służby specjalne oraz rosyjska mafia rezydująca w Londynie. Mężczyźni powoli wplątują się w grząski teren szemranych intryg, wierząc, że przybliży ich to do rozwikłania zagadki: kto i za co zabił ich ojca? Jednak komu zaufać w nieznanym im dotychczas, nowym środowisku?
Od razu mi się spodobało, że książka, gatunkowo stuprocentowy thriller szpiegowski, jest bardzo ludzka i autentyczna. W liceum zaliczyłem kilka podejść do tego rodzaju literatury, jednak nudne, polityczne intrygi na najwyższych szczeblach Białego Domu, czy powiastki o bezosobowych agentach z najnowszymi cudami techniki, były nie dla mnie. „Ukryty człowiek” jest inny – bardzo prawdziwy i nie silący się na fajerwerki. Mark i Ben to nie herosi, tylko zwykli ludzie, a o takich zawsze chciałem czytać. Ich pech polega na tym, że ojciec był agentem, przez co sami teraz mają do czynienia z nieznanym im dotąd światkiem. Ten też jest odmienny od tego, do czego przyzwyczaił nas chociażby cykl z Jamesem Bondem. Tutaj Londyn jest szary, nieprzyjazny, a ci źli nie chodzą w czarnych płaszczach z giwerą za pasem, tylko umiejętnie wtapiają się w tłum i dyskretnie załatwiają interesy. Nie do końca wiadomo, kto ma dobre a kto złe intencje. Cumming zresztą nie stroni od zawoalowanej krytyki służb specjalnych. Co ważne dla nadania ludzkiego oblicza szpiegowskiej książce, to umiejętność Cumminga pokazywania relacji między bohaterami. Bo podczas gdy agent 007 zapewne wymachiwałby supernowoczesnym, cienkim nożem wyskakującym z kalosza na mrugnięcie oka, bohaterowie „Ukrytego człowieka” próbują naprawiać swoje życie. A to jest mocno pogmatwane i tak naprawdę relacje na linii ojciec-synowie, a później Mark-Ben, są jednym z dwóch głównych wątków w książce. To nadaje całości trochę psychologiczny sznyt i udowadnia, że Charles Cumming jest wszechstronnym i wrażliwym pisarzem.
Książki Cumminga nie czyta się łatwo, co nie oznacza, że to nieciekawa czy słaba lektura. Po prostu jest wymagająca i zmusza do ciągłej koncentracji. Pojawia się sporo nazwisk, propozycji, konszachtów, domysłów czy sprzeczek. Bracia poddawani są różnym bodźcom, w różny sposób uwikłani są w sobie znane intrygi. A te nie są konstruowane na wzór prostych czytadeł sensacyjnych; oprócz autora również czytelnik musi posiadać jakąś wiedzę, powiedzmy, polityczno-geograficzną. Ta zresztą przydaje się mocno przy drugiej książce Cumminga, wspomnianym na początku „Tajfunie”. Jestem w połowie lektury i przekonuje się, że w przypadku tego autora nawet dwudniowe przerwy w czytaniu dziurawią moją pamięć. Nie raz wracałem kilka stron wstecz, aby przypomnieć sobie poboczne wątki czy po prostu „wniknąć” w miejsce akcji i moment, na którym zarzuciłem czytanie. „Ukryty człowiek” ma prostszą fabułę, mimo wszystko książkę najlepiej czytać bardzo regularnie, w ciszy, bez „Dlaczego ja?” lecącego w tle.
Tempo książki mogłoby być nieco szybsze, choć nie jest jeszcze na tyle wolne, by potrafiło zirytować. Cumming ma swój styl i własny sposób narracji, który musimy zaakceptować. Lektura zaczyna się dość ospale, a i pierwszy przełomowy moment, czyli morderstwo ojca, ma miejsce stosunkowo późno. Dużo miejsca na początku zajmuje przedstawienie braci i pogłębianie ich skomplikowanych charakterów. Jednak im dalej tym lepiej. Na pewno lepiej od dozowania tempa, Cumming wypada językowo. Świetnie stopniuje napięcie i potrafi stworzyć sytuację typu „oho, zaraz coś się stanie”. Pod pozorem leniwych, następujących po sobie krótkich sekwencji, Cumming umie przemycić między wierszami pełny napięcia i dreszczyku nastrój. Tak jest w mojej ulubionej scenie, kiedy bracia spotykają się z mafiosami w klubie ze striptizem. Atmosfera zagrożenia obejmuje niemal całą książkę.
„Ukryty człowiek” to męska, szorstka literatura, jednak ze sporą dawką wspomnianej już wrażliwości. Na pewno przypadnie do gustu miłośnikom powieści szpiegowskich, których na polskim rynku nie ma przecież aż tak dużo. Patrząc na rozwój twórczości tego pisarza (napisany pięć lat później „Tajfun” to już dużo większy rozmach i bardziej skomplikowana fabuła), mam nadzieję, że wydaną rok temu w Wielkiej Brytanii najnowszą powieścią, Charles Cumming dołączy już do ścisłej czołówki literatury szpiegowskiej.
Ha! i mam już prezent dla brata na Gwiazdkę. Dziękuję za inspirację 😉