Stephen King – „Dallas `63” (recenzja)

„Dallas `63” to powieść, której recenzja musiała znaleźć się na naszym skromnym blogasku. W Stanach panuje powszechna opinia, że to najlepsza książka Stephena Kinga od dekady. I jeśli ktoś (o, np. ja) nie lubi takich nic niemówiących frazesów (powszechna opinia, tzn. czyja? Najlepsza, czyli że co?), to mamy twardy, niepodważalny, liczbowy fakt: „Dallas `63” to najlepiej sprzedająca się w USA pozycja Kinga od 1998 roku. Przez pierwsze dwa miesiące wykupiono tam milion egzemplarzy. Milion książek, która ma 850 stron. Której grubość to 6cm. Układając jedną książkę na drugiej, otrzymalibyśmy wieżę wysokości 60 kilometrów, czyli znaleźlibyśmy się w mezosferze, czyli… jedną nogą w kosmosie. A to dopiero pierwsze dwa miesiące i dane tylko z kraju hamburgera, MTV i wiz dla Polaków.

Jeśli chodzi o nasze ulubione rodzaje prozy, to oprócz Umberto Eco i jego „Cmentarza na Pradze”, „Dallas `63” było chyba największą i najbardziej oczekiwaną premierą minionego roku. Poprzedziła ją dość intensywna, jak na polskie realia, kampania reklamowa. W necie można było obejrzeć dobrze zrobiony klip, w którym Marek Bukowski czyta fragmenty książki. Miłym i rzadko spotykanym elementem było przerzedzenie reklamowego krajobrazu, zdominowanego przez debilne billboardy Saturna, właśnie okładką powieści na wielkim formacie. Promocja pełną parą.

Okej, skoro odfajkowaliśmy przydługawy wstęp i pompowanie balonika, czas przyjrzeć się samej książce. Ale najpierw, tradycyjnie, pobieżne streszczenie fabuły. Jake Epping jest niedawno rozwiedzionym nauczycielem angielskiego w szkole średniej. Pewnego dnia jego znajomy, Al Templeton, zdradza Jake`owi, że odkrył przejście w czasie, prowadzące do 9 września 1958 roku. Chory na raka płuc Al prosi Eppinga, by ten dokonał tego, co Templetownowi już się nie uda: żyć pięć lat w przeszłości i w 1963 roku uratować prezydenta Kennedy`ego w słynnym zamachu, który wstrząsnął Ameryką. Jake Epping z nową tożsamością zadomawia się na obrzeżach Dallas, dostaje pracę w tamtejszej szkole, poznaje miłość swojego życia i nieustannie śledzi Lee Oswalda, przyszłego zabójcę prezydenta. Przeszłość jednak jest uparta i nie lubi ingerencji w bieg dziejów…

Wbrew fantastyczno-horrorowym konotacjom nazwiska Kinga, „Dallas `63” to w dużej mierze obyczajowe historical fiction. Tak naprawdę to książka dla każdego, co nie znaczy, że dla nikogo. Miłośnicy SF nie będą rozczarowani, fani realizmu na pewno będą usatysfakcjonowani. King w sprawie cofania się w czasie zdaje się wiedzieć tyle samo, co główny bohater, czyli niewiele. I dobrze. Bez zbędnych wyjaśnień jak i dlaczego, traktuje ten dar jako szansę na zmianę historii (ocalić dobrego prezydenta, przez co zapobiegniemy wojnie w Wietnamie itd.) Nie ma także prób wyjaśnienia „paradoksu dziadka”, który tylko zabiłby ćwieka co bardziej dziewiczym umysłom. Mamy za to niezwykły klimat Ameryki z czasów pierwszych przebojów Glenna Millera, mamy podwójne życie głównego bohatera (w dzień uczy w szkole, wieczorami jeździ do obskurnej dzielnicy gdzie w wynajmowanym mieszkaniu podsłuchuje Lee Oswalda), mamy wspomnianego właśnie przyszłego (a może nie?) zabójcę prezydenta, który okazuje się być nie do końca poczytalnym, bijącym żonę maminsynkiem. I mamy dobrą historię prawdziwej miłości.

Lekturę ciężko sobie dozować, bo gdy Jake podejmuje wyzwanie i zaczyna trochę eksperymentować z przeszłością, Stany sprzed 40. lat naprawdę wciągają. Tempo książki jest zmienne i tu akurat duży plus, bo gdyby wciąż goniło, to po przeczytaniu takiego tomiska wylądowalibyśmy na OIOM-ie. Ale to i tak ten rodzaj książki, dla której jesteś w stanie zaniedbać domowe obowiązki i nie nakarmić kota kilka wieczorów z rzędu. Tęsknisz za latami 60. i czujesz ulgę kiedy wracasz do ówczesnej mody, oldschoolowych tańców, uroczej staroświeckości Sadie Dunhill, klasyków motoryzacji i śmiesznie taniej benzyny (hmm…) King pisał tę powieść dwa lata i czytałem gdzieś, że sporo czasu zajęło mu właśnie studiowanie wszelkich detali, z wynikami sportowych rozgrywek włącznie (główny bohater czasami sobie dorabia typując mecze, których wynik oczywiście zna). Cała ta epickość i koloryt prostszych, choć niekoniecznie lepszych czasów (segregacja rasowa, ksenofobia) uzależnia i powala na kolana.

Wady (a pewnie, nie ma książek idealnych) znalazłem dwie, choć w zestawieniu z całą znakomitością „Dallas `63” mogą wydać się śmieszne. Pierwsza to długość książki, druga to projekt okładki. Długość, ponieważ z tego samego powodu, dla którego przeciętna piosenka trwa ok. 4 minuty, a przeciętny film 1,5 godziny, to myślę, że książka raczej nie powinna przekraczać 500 stron. Tutaj mamy 850, co nieco przeraża, jakkolwiek dobrych opinii o lekturze byśmy nie słyszeli. Wydaje mi się, że pewna zjadliwa grubość książki została przekroczona, czego King mógł uniknąć gdyby kilku wątków nadmiernie nie rozbudowywał. Drugi minus to słaba, moim zdaniem, okładka: topornie, naiwnie dosłowna: Jake Epping przed schodami, rozdarty między dwoma Kennedy`mi wziętymi w celownik, plus jakaś łuna symbolizująca portal czasowy. Brr, kicz do kwadratu, wszechobecny i usprawiedliwiony na okładkach literatury SF klasy B na początku lat 90. Ale nie dziś i nie dla takiej książki.

Z reguły masowe zakupy (zwłaszcza jeśli robią je Amerykańce) nie są dla mnie wyznacznikiem jakości, jednak w tym przypadku szturm na księgarnie uważam za całkowicie zrozumiały. Książka jest genialna; najlepsza jaką czytałem w 2011 roku. I pokonując kolejne strony i rozdziały, doświadczałem kilku uczuć: fascynacji, że istnieje ktoś taki jak Stephen King, który nie dość, że wymyśla TAKĄ fabułę, to jeszcze zgrabnie i konsekwentnie potrafi przelać ją na papier. Później czysta radość z poznawania barwnych lat 60. Pod koniec szczere wzruszenie: ostatnich kilkanaście stron czytałem z gulą w gardle, która pojawia się zwykle gdy oglądam „Króla Lwa” lub „Terminatora 2” (gdy Arnie żegna się z małym Johnem Connorem). I teraz trochę tęsknie za tamtym światem. Chciałbym odkryć taką króliczą norę i cofnąć się w czasie, by ponownie przeczytać pierwszy raz „Dallas `63”. King rzeczywiście jest Królem.

VN:F [1.9.22_1171]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)

4 Responses to Stephen King – „Dallas `63” (recenzja)

  1. monia pisze:

    Coz ja jestem fanka Kinga od zawsze:)Im jednak jestem starsza tym bardziej męczy mnie te przenikanie światów i brutaność u Kinga’a(np „Czarna bezgwiezdna noc”)Dalla”s to byla tak wielka przyjemnośc, ze rzeczywiście nie moglam sie od niej oderwac. I mimo, ze jestem z tych rozwaznych a nie z tych romantycznych to tez na koncu uronilam łzę:) Świetna ksiązka! Dawno czegośc tak dobrego nie czytałam:) Recenzja bardzo trafna:) pozdrawiam

    VA:F [1.9.22_1171]
    Rating: 0.0/5 (0 votes cast)
  2. Devil pisze:

    dla laika który nie czytał nigdy ksiązek Kinga moze sie wydawac że za bardzo skupiłes sie na fabule, niz np. z jakim stylem nasz Król horrorów napisal tę opowiesc.

    ale ogólnie bardzo fajna recenzja i fajne podsumowanie 🙂

    VA:F [1.9.22_1171]
    Rating: 0.0/5 (0 votes cast)
    • Kali pisze:

      Devil, pozwoliłem sobie na małą ingerencję w treść Twojego posta. Wiem, że większość blogów z recenzjami książek prowadzi płeć piękna, ale nasz jest mocno zmaskulinizowany. A w zasadzie w całości;) Dlatego zmieniłem końcówkę czasownika.

      dzięki za miłe słowo i zapraszamy do regularnych odwiedzin!

      VN:F [1.9.22_1171]
      Rating: 0.0/5 (0 votes cast)
  3. MATEUSZ pisze:

    Recenzja jest bardzo dobra. Książka jest po prostu rewelacyjna. pozdrawiam!

    VA:F [1.9.22_1171]
    Rating: 0.0/5 (0 votes cast)

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *