Ann Brashares – „Nigdy i na zawsze” (recenzja)

Jeśli Chris czyta książkę o gwieździe rocka, a ja recenzuje romans, to wiedz, że coś się dzieje. Ta parafraza klasyka polskiego kaznodziejstwa pokazuje, że rzeczywiście w ostatnim czasie nieco odbiegliśmy od naszej charakterystycznej, kryminalno-sensacyjnej linii.

Niedawno odezwało się do nas wydawnictwo „Otwarte” i zaproponowało nam książkę Ann Brashares „Nigdy i na zawsze”. Romans. Z reguły jesteśmy nieprzekupni i nieustępliwi i od darmowej książki wolimy poczucie konsekwencji w budowaniu dobrego, w miarę sprofilowanego bloga. Tym razem jednak propozycję przyjąłem, ponieważ recenzja może stanowić miły, okazjonalny wpis na moje ulubione, jakże polskie i naturalne święto, czyli Walentynki. Poza tym ile można czytać o zbrodniach, zagadkach i krwi?

Historia opowiada o dwójce młodych ludzi, Danielu i Lucy. Daniel posiada zdolność reinkarnacji – po śmierci rodzi się na nowo; w nowym i innym ciele, zachowuje za to wspomnienia z poprzednich żyć. Poznajemy go w 541 roku, kiedy w Turcji zakochuje się w Sophii, nie jest im jednak dane być razem. W kolejnych życiach Daniel odnajduje Sophię, ona jednak nie posiada daru Pamięci. Chłopak przeżywa swoje kolejne życia i trafia do czasów nam współczesnych, gdzie w liceum spotyka Lucy, która okazuje się być kolejnym wcieleniem jego odwiecznej miłości. Jeszcze jednak o tym nie wie, poza tym czy da się przekonać do niewiarygodnej historii Daniela? Czy ktoś będzie chciał przeszkodzić chłopakowi w osiągnięciu pełni szczęścia, do której dąży od kilkunastu wieków?

Mocnym punktem powieści jest sama historia miłosna, która rzeczywiście, jak to zapowiada okładka, ma w sobie coś z „Zaklętych w czasie” Nicolasa Sparksa (kto jest dziewczyną ten będzie wiedział o co chodzi). Archetyp miłości pokonującej śmierć i czas chyba nigdy się nie zużyje i zawsze będzie rozmiękczał nasze serca. Tutaj został zaprezentowany w ciekawej formie – reinkarnacja, Pamięć i w końcu zderzenie dwóch światów: Daniela z bagażem wspomnień i nic nie świadomej Lucy. Delikatne fantasy z dominującym, lirycznym wątkiem miłosnym. Daniel naprawdę kocha Sophię/Lucy: z ogromną determinacją dąży do życia, w którym będzie miał najlepszą sposobność, by w końcu być z upragnioną kobietą. Pomysł jest dobrze zrealizowany, bez harlequinowatej kiczowatości. Po prostu poruszająca, ciepła historia, przy której czytelniczki będą wzdychały zastanawiając się, dlaczego Daniel pamięta „na zawsze”, a ten nieogolony osobnik w drugim pokoju tylko na Walentynki albo rocznicę ślubu. A i to czasem nie.

Książka ma ciekawą konstrukcję: raz poznajemy historię Daniela i jego kolejnych żyć sprzed kilkuset lat, by w kolejnym rozdziale przenieść się do 2009 roku i do zwykłego życia zwykłej nastolatki. Raz mamy narrację w pierwszej osobie, raz w trzeciej, co urozmaica styl autorki, któremu zresztą wiele nie można zarzucić. Dobrym pomysłem jest też osadzanie Daniela w różnych krajach całego świata. Turcja, Konstantynopol, w XX wieku chłopak rodzi się w Anglii. Różne kultury i masa pretekstów, by książkę uczynić fascynującą i niezapomnianą, nie odchodząc od głównego, miłosnego wątku. Właśnie, ta podróż z Danielem po świecie byłaby piękna, gdyby nie była tak nudna.

Jeśli do tej pory myśleliście, że książka posiada wszystkie cechy, które pozwoliłyby jej stać się rewelacyjną powieścią, od której nie można się oderwać, to niestety tak nie jest. Ann Brashares metodycznie zbliża Daniela do czasów współczesnej Sophii, czyli Lucy, robi to jednak nużącymi opowiastkami. Bo oto Daniel w 766 roku w Kapadocji trafia do jaskini, w której przechował z poprzednich żyć dwie greckie amfory, kilka rzymskich rzeźb, kilka dzieł metaloplastyki kupionych od beduińskiego kupca i kolekcję piór rzadkich ptaków. Fascynujące, nieprawdaż? Lucy tymczasem wspomina swoje pierwsze kroki w dziedzinie architektury krajobrazu: jak to zaprojektowała przydomowy basen (oczywiście szczegółowy opis), jak wcześniej urządziła własny ogródek i uprawiała ogórki, a w dziewiątej klasie posadziła maliny. Wybrałem co lepsze kwiatki, faktem jest jednak, że Ann Brashares ma irytującą umiejętność rozwlekania fabuły mało znaczącymi opisami i sytuacjami. Bo nawet wydarzeniami nie można tego nazwać. W efekcie na przestrzeni większości książki nie dzieje się zbyt wiele; dygresje i mało istotne historyjki, z których nie wynika dosłownie nic, powodowały, że w kilku miejscach wolałem zarzucić lekturę i potłuc chwilę w PlayStation, co zdarza mi się rzadko. Aby jednak była jasność – od tego typu literatury nie oczekuję wartkiej akcji, ale mimo wszystko stężenie ślamazarności akcji i nadmiar pisania o niczym zbyt często dobijały do pewnej granicy przyzwoitości.

Nie będzie przesadnej, entuzjastyczno-pochwalnej reakcji, których jest sporo na innych blogach. Nie będzie obowiązkowego głaskania się po brzuszkach w komentarzach, co również zauważyłem u blogerek recenzujących książki. Będzie za to, a jakże, mocno subiektywna opinia (i męska, a tych o tej lekturze niewiele): książka jest solidna – ma oryginalny pomysł, ma bohaterów, którym kibicujemy, ma dobre, niesztampowe zakończenie, za które chciałbym z Ann Brashares zbić piątkę a może nawet (po przejrzeniu jej zdjęć w necie) z szacunkiem klepnąć ją w pośladki. Niestety powieść ma też zbyt intensywną dawkę powolnej, nużącej narracji, która parę razy wystawiła na próbę moją cierpliwość. To tylko jedna wada, ale za to przewija się z natrętną regularnością przez niemal całą książkę. Z drugiej strony mamy dzisiaj święto kardiologów, więc mógłbym okazać trochę serca. I tak będzie, bo paradoksalnie książki nie mógłbym nie polecić – to podobno pierwszy tom trylogii i otwarte zakończenie podsyciło moją ciekawość, bo pod koniec akcja się zagęszcza i… jestem po prostu ciekawy dalszej historii tej miłości. To książka dla kobiet w wieku nastoletnio-studenckim i raczej dla tych, którym nie przeszkadza wolne tempo akcji, bo nad nie przedkładają stan wewnętrzny bohaterów i przede wszystkim opis miłosnej historii. Jako prezent jak najbardziej – nie tylko 14 lutego, w dniu, w którym równie mocno jak nasze drugie połówki, kochają nas sprzedawcy.

VN:F [1.9.22_1171]
Rating: 0.0/10 (0 votes cast)

4 Responses to Ann Brashares – „Nigdy i na zawsze” (recenzja)

  1. paula pisze:

    Jak dla mnie książka zdecydowanie na plus – pochłonęłam ją w dwa wieczory (gdyby nie konieczność zapewnienia towarzystwa małżonkowi zapewne nie oderwałabym się od niej już pierwszego wieczoru…), romans „opakowany” w ciekawą fabułę. Nie wiem, czy będzie to minus tej książki, ale jak dla mnie sporo podobieństw do „Zmierzchu” (a jak przeczytałam w Twojej recenzji, że to początek trylogii to już pozostawię bez komentarza – co nie znaczy, że po kolejne tomy nie sięgnę – wręcz przeciwnie, zrobię to z wielką przyjemnością!). Przede wszystkim ta miłość ponad wszystko (pomimo śmierci?), głowny bohater dość „niegdysiejszy” (no czysty Edward Cullen!), a jego bezpłodność (przez kilkaset lat) w obliczu wielkiej miłości, nagle znika jak bańka mydlana…;)

    VA:F [1.9.22_1171]
    Rating: 0.0/5 (0 votes cast)
  2. falka pisze:

    Ja tam mogę pogłaskać Cię po brzuszku, bo pod Twoją recenzją się podpisuję. Książka z gatunku irytujących.

    VA:F [1.9.22_1171]
    Rating: 0.0/5 (0 votes cast)
  3. Marta Misiak pisze:

    Świetna recenzja! Teraz z pewnością przeczytam tę książkę, już nie mogę się doczekać!:)
    Pozdrawiam serdecznie i życzę samych przyjemnych lektur!

    VA:F [1.9.22_1171]
    Rating: 0.0/5 (0 votes cast)
  4. Pyza pisze:

    Kali napisałeś bardzo dobrą recenzję. Myślę jednak, że przy okazji literatury mniej krwawej, ukazuje się podział między kobietami a mężczyznami. Oczywiście zgadzam się z Twoją opinią w kwestiach pozytywów książki. Sprzeciwie się jednak w miejscu, w którym twierdzisz że książka chwilami robi się nudna i trochę o niczym. W moim odbiorze akcja ma wystarczające tempo dla tego gatunku literatury. Co więcej wciąga na tyle mocno, że przeczytałam ją w 6 godzin:) Te opisy może są umieszczane w jakimś celu? może życie bez miłości jest takie miałkie jak te opisy a akcja ma się zagęszczać i nabierać sensu dopiero jak spotykasz swoją wielką miłość. Co autor miał na myśli, tego nie chcę sprawdzać bo szczęśliwie zakończyłam przygodę z systemem;) Prywatnie uważam, że miłość nakręca do życia i daje nam poczucie istnienia. Ale może nie o to chodziło;)

    VA:F [1.9.22_1171]
    Rating: 0.0/5 (0 votes cast)

Skomentuj Pyza Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *